literature

Destiel: In the middle of nowhere [PL] #1

Deviation Actions

ClarenceAndCarmelita's avatar
Published:
5.2K Views

Literature Text

Impala sunęła gładko po drodze. Jej jasne światła, gnające przez zanurzony w nocy krajobraz były jedynym źródłem światła. Za kierownicą siedział Dean, który wracał z zakupów o tak późnej porze. Że też musieli zatrzymać się w hotelu na takim odludziu. Od zwykłego spożywczaka dzieliło go kilka kilometrów. Ale przy marnych funduszach nie ma co liczyć na wygody. Senny widok drzew pogrążonych w mroku sprawiał, że Dean czuł się niespokojnie. Nigdy nie jechał tą drogą, bał się, że może się zgubić.W nocy wszystko wyglądało tak samo, żadnego punktu zaczepienia. Tylko powykręcane drzewa, pola i zimny, czarny asfalt. Brakowało mu Sama na siedzeniu obok, który miał wysoko rozwinięty zmysł orientacji w terenie. Z nim nigdy nie bałby się, że może przegapić zjazd do hotelu. Niestety, młodszy Winchester postanowił spędzić ten wieczór z Ruby. Jakie szczęście, że wynajęli osobne pokoje, pomyślał Dean. Czułby się niezręcznie jakby wpadł do pokoju i przerwał coś, co raczej na pewno się teraz tam dzieje. Nic oprócz szumu kół Impali i brzdękających butelek z piwem nie zakłócało martwej ciszy. Dlatego Dean niespodziewanie pociągnął za kierownice, wprawiając wóz w rotacje, kiedy usłyszał nagle znajomy głos obok siebie.
-Dean... musimy porozmawiać- odezwał się Castiel.
-Cholera, Cas mógłbyś nie przyprawiać mnie o zawał serca za każdym razem jak się pojawiasz?
- W każdym razie... Pracujecie teraz nad jakąś sprawą? - Zapytał Castiel ignorując zdenerwowane spojrzenie Deana.
- Tak, kilka Wendigo grasuje w okolicy, nic wielkiego - odparł łowca kierując wzrok z powrotem na drogę.

Cas wyglądał na odrobinę zdenerwowanego, nie wiedział co dalej powiedzieć. Deanowi nie przeszkadzało towarzystwo swojego przyjaciela, w zasadzie nawet mu się podobało, zawsze lepiej mieć kogoś na bocznym siedzeniu podczas jazdy ciemną, wiosenną nocą. Pokonali jeszcze kilkaset metrów, aż z auta zaczęły wydobywać się dziwne odgłosy. Dean zatrzymał Impalę z nadzieją, że to nic poważnego. Wyciągnął latarkę i poszedł to sprawdzić. Nie czekały go jednak dobre wieści, popsuł się silnik, a on niestety nie miał ze sobą odpowiednich części aby to naprawić. W ten sposób utknął razem ze swoim skrzydlatym przyjacielem gdzieś na poboczu czekając na pomoc.

-Damn it- krzyknął Dean uderzając rękoma w maskę Impali.
-Co jest?- zapytał Cas pojawiając się tuż za nim. Dean odwrócił się. Jego nos przez ułamek sekundy stykał się z nosem Castiela. Odskoczył do tyłu, trochę poddenerwowany.
-Mhm...? A nic, silnik nawalił. Zadzwonię do Sama, żeby....-Dean wsadził rękę w kieszeń od spodni. Niestety zastał tam tylko pustą przestrzeń. Musiał zapomnieć telefonu, kiedy w pośpiechu wychodził z hotelu. Cas nie mógł się do niego teleportować, pamiętał jak Sammy użył w hotelu specjalnych symboli chroniących przed aniołami. Ostatnio nie ufał Castielowi...
-Dean, wszystko okej?- zapytał Cas.
-Chyba tu utknąłem... mógłbyś przeteleportować się do jakiegoś centrum pomocy i...- Dean uciął patrząc na Castiela
-No co?
-Nie nic, najbliższy punkt pomocy drogowej znajduje się kilometry stąd. Będą mogli tu dotrzeć dopiero jutro rano...
Cas zaczął gramolić się na maskę auta. Spojrzał na Deana, który popatrzył na niego zawiedzionym wzrokiem. Świetnie, cała noc na jakimś cholernym odludziu. Cholerna Impala. Cholerne zakupy. Cholerny Sam.
-Wiesz Dean, ja chyba będę leciał...- powiedział anioł
-NIE!... to znaczy... nie. Wiesz Cas, nie chcę tu siedzieć sam całej nocy. W bagażniku mam piwo i duuuużo ciasta, może...-zawahał się -...może zostaniesz i dotrzymasz mi towarzystwa?

Castiel jako dobry przyjaciel postanowił zostać. Dean wiedział, że anioły nie muszą jeść, pić ani spać, mimo wszystko poszedł po piwo i ciasto. Usiedli w aucie i zaczęli rozmawiać.
-Smutno ci z powodu Sama?- zapytał nagle Cassie.
-Co?...nie dlaczego miałoby być mi smutno?-powiedział Dean z buzią wypełnioną ciastem.
-No nie wiem... tak cię zostawił. Został z Ruby prawda?
-No tak...Nie mogę uwierzyć, że wybrał demona- powiedział Dean wbijając uporczywie wzrok w przednią szybę Impali. Castiel długo przyglądał się Deanowi. Patrzył na jego blond fryzurę, na wybrudzoną kurtkę i na opakowanie z którego powoli znikało ciasto.
-Dlaczego się tak na mnie patrzysz?- zapytał się Dean nie podnosząc wzroku znad opakowania
- Nie, nic po prostu jest pewna sprawa... a nie ważne- powiedział anioł po czym rozciągnął się wygodnie na tylnym siedzeniu. Czas leciał im szybko, głównie w milczeniu, które zakłócał jedynie Dean pochłaniający kolejne opakowanie ciasta.
-Skończyłeś już? Może chcesz jeszcze ciasta? Zostało jedno opakowanie.
-Okej- powiedział Cassie przesiadając się na siedzenie obok Deana, aby odebrać swoją porcje ciasta. Gdy Dean podzielił się z aniołem kawałkiem swojego ulubionego jedzenia, Castiel spojrzał w jego głębokie zielone oczy. Zapomniał się na chwilę i zbliżył się do przyjaciela. Przypuszczał, że Dean odsunie się od niego i wyjdzie na idiotę, ale tak się nie stało. Dean tylko podniósł na niego wzrok, a na jego twarzy malował się nieśmiały uśmiech. Anioł odczuł wielką ulgę
- Dean, od dawna starałem się Ci to ...
- Oh, zamknij się Cass - przerwał Dean całując Castiela w usta.
Jego wargi były miękkie i ciepłe, na twarzy Castiela pojawiły się wyraźne rumieńce. Kto by pomyślał, że wojownik niebios da się tak łatwo zawstydzić. Czuł się jakby czas stanął w miejscu i rozkoszował się każdą sekundą. Dean upuścił swój kawałek ciasta i objął go, mocniej przytulając do siebie. Leżeli teraz obaj na tylnej kanapie auta.

Ręce Deana wędrowały po ciele Castiela. Cassie lekko drżało pod dotykiem chłodnych dłoni WInchestera. NIe mógł oderwać warg od niesamowicie delikatnych ust Deana. Jakby dotykał kawałka nieba. Winchester zaczął delikatnie, ale stanowczo zdejmować z Cassa jego ulubiony płaszcz. Po chwili szarpania się z rękawami płaszcz wylądował na przednim siedzeniu Impali. Castiel, chciał uwolnić swoją nogę, bo zaczynała go boleć, ale kiedy ją wyprostował boleśnie uderzył w bok auta. Nie było tam zbyt wiele miejsca.

Dean rozpinał koszulę Castiela guzik po guziku. Cas też próbował zdjąć ubranie z Deana, lecz nie szło mu to łatwo, ponieważ leżał pod nim. Winchester odsunął się i własnoręcznie zerwał z siebie ubranie, więcej kłopotu bylo ze spodniami, ale w końcu się z nimi uporał. Leżeli teraz obaj nadzy. Dean przez ten cały czas nie przestał całować Castiela, zchodził co raz niżej odkrywając łaskotki w brzuchu anioła.

Castiel cicho jęknął kiedy ręka Deana zjechała za nisko. Był tym zafascynowany, że wreszcie udało mu się wyznać swoje uczucia do niego...no może nie do końca. Cassie zupełnie zatracil się w tym co robił. Jego dłonie stanowczo dotykały naprężonego ciała Winchestera. Teraz liczył się tylko Dean, jego dotyk, ciasna Impala i noc za oknem.

Szyby były zaparowane, Dean w końcu zjechał na sam dół. Cassie głośno pojękiwał. Winchester był znany ze swoich licznych przygód łóżkowych z kobietami, ale dopiero teraz poczuł coś, czego nie czuł nigdy wcześniej. Nie wiedział jak to nazwać, ale brakowało mu tego. W pewnym momencie Cas złapał Deana za ramiona i przewrócił go na spód. Gdy Dean zobaczył takiego Castiela, uśmiechnął się. Spodobał mu się taki stanowczy Cas jakiego widział przez chwilę, nie mniej jednak wydawało mu się to trochę zabawne, zważywszy na to, jaki jego przyjaciel jest na codzień. Castiel odpowiedział zawadiackim uśmiechem. Wreszcie to on mógł znaleźć się na górze i zdominować Winchestera. Nie chciał być już słabym i uległym. Jego drżące i rozgrzane palce wodziły między umięśnionymi pośladkami łowcy. Sprawy potoczyły się tak szybko. Ich oddechy były przyspieszone i głośne. Chyba żaden z nich nie zdawał sobie jeszcze do końca sprawy co właściwie robią. Castiel właśnie miał wykonać ostateczne pchnięcie wewnątrz Deana, gdy nagle usłyszeli dziwny dźwięk za oknem, którego nie zagłuszały nawet ich pojękiwania.

Obydwoje zaskoczeni wyjrzeli przez okno, zaczęło wschodzić słońce. Tym dźwiękiem okazało się być auto pomocy drogowej, na które Dean czekał całą noc. Niestety nie przyjechał on w odpowiednim momencie. Nie byli w najlepszej sytuacji. W czasie kilku sekund, kiedy wóz się się zbliżał Dean zarzucił szybko na siebie ukochany trenchcoat Castiela, gdy ten zniknął łącznie ze swoimi ubraniami, nie pozostawił po sobie śladu. Tak pewnie było lepiej, nie chciałby zobaczyć miny kierowcy zastającego dwóch mężczyzn za tylnej kanapie auta, które przyjechał odholować do warsztatu. Ledwo ubrany Dean wyszedł do pracownika i pomógł mu z autem, następnie odjechali z miejsca, gdzie tak wiele się zdarzyło.
-Dean? Śpisz?- ktoś głośno zapukał do pokoju WInchestera,chwile po tym jak Dean się tam znalazł, po czym mocno pchnął drzwi. Był to Sam ubrany w czarne spodnie od dresu i biały t-shirt. -Wiesz, nie słyszałem abyś wczoraj wracał, pomimo, że te ściany są cienkie jak papier.- powiedział stukając pięścią w jedną z nich.
-Może zakłóciły ci to nocne jęki Ruby...- powiedział Dean na tyle głośno, że młodszy WInchester mógł go usłyszeć.
-Że co?
-Niee, nic
-Czy to przypadkiem nie jest trenchcoat Casa?- zapytał Sam wpatrując się uważnie w Deana.
Starszy Winchester milczał.
© 2014 - 2024 ClarenceAndCarmelita
Comments3
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
RebelPrincessa's avatar
Mi się osobiście podoba :)